Posts tagged “www.musicnews.pl

2004 rok zabrali mi Duńczycy

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Kilka lat temu świat muzyki był dla mnie ciągle otwarty. Szukałem odpowiedzi na pytania, szukałem powodów by pytać. Przez moje uszy tygodniowo przewijały sie dziesiątki nowych albumów, co w obecnej chwili uważam za szalone. Nawet bardzo. Chociaż i w tym była jakaś metoda. Mogę to powiedzieć szczerze, do dzisiejszej chwili słucham dosyć regularnie kilku płyt z tamtego okresu.

Mam niestety wiele przyzwyczajeń, lubię słuchać 15 początkowych sekund każdego utworu z płyty, a jeśli nic nie wpadnie mi w ucho płytę rzucić w najbardziej zapuszczony kąt mojego pokoju, by tam dokonała swego żywota i odeszła w niepamięć. Lubię zawieszać sie na najlepszej piosence z albumu i słuchać ja 30 razy dziennie przez tydzień. Zazwyczaj po takiej akcji płyta ląduje w poczekalni i musi czekać długie miesiące na ponowna szanse. Tak naprawdę, z ręką na sercu było może 20-30 płyt w moim życiu, które od razu przesłuchałem od A do Z i chciałem więcej.

W 2004 zmusili mnie do tego Duńczycy. Nie wiem co to było, może moda, ale w moje ręce wpadły dwie płyty, na dodatek drugie w dorobku obu kapel pochodzących z Danii. Mowa tu o Raunchy i Mnemic. Tak naprawdę nie mam pojęcia, w czym mnie urzekły, w czym były jakieś wyjątkowe i dlaczego akurat je miałbym przedkładać nad chociażby nowy album The Dillinger Escape Plan, ale tak sie stało. No może przesadzam. Jeśli o żadnych ekstra nowinkach nie można mówić w przypadku „Confusion Bay” Raunchy to „The Audio Injected Soul” jest nagrane w technice 3D. To nie ta sama broszka co „Avatar”, ale mając słuchawki obsługujące dźwięk surround albo fajny zestaw 7.1 można się przekonać, że to nie żaden „chłyt martetindowy”, tylko bardzo ciekawy pomysł. Dziwi mnie to cały czas, że ta metoda nie staje się to coraz częstszym zabiegiem wśród kapel.

Ale wracając do płyt. Tak naprawdę do tej pory nie potrafię sobie odpowiedzieć co w nich jest. Na pewno obie są różnorodne, jest tam agresja połączona z pop-metalowymi refrenami, elektronika, kapitalne wokale i…to coś właśnie. Moja miłość do tych kapel nie trwała bardzo długo. Tak się złożyło, że oba składy rozstały się z wokalistami. W przypadku Raunchy nie mogłem ich sobie wyobrazić bez Larsa, a ich kolejna płyta utwierdziła mnie tylko, że bez tego gościa tracą dużo. Ponoć sprawa rozchodziła się o koncertowanie, ale prawdę mówiąc – nie obchodzi mnie to! W Mnemic miejsce Michaela, który postanowił (o zgrozo) poświęcić czas rodzinie pojawił się Guillaume Bideau. Wtajemniczeni wiedzą, że ten pan mieszał wcześniej palce w Scarve i nagrywał z nimi ich moim zdaniem najlepszą i przełomową płytę „Irradiant”. Akurat to  powinno mnie cieszyć, bo przychodzi gość, który wie o co chodzi, ale…zachowałem się jak baba. Tak jak przypadku Raunchy strzeliłem focha…

Obie płyty są wyjątkowe, słucham ich regularnie, bo czasem jest mi po prostu ciężko znaleźć coś ciekawszego. Duńczycy wiedzieli jak stworzyć coś swojego i unikalnego. I tu zbliża się pointa. Mimo, że miłość była to tylko do jednego epizodu obu z kapel, to jednak przetrwała. „Confusion Bay” i „The Audio Injected Soul” to nadal kapitalne albumy wzbudzające u mnie wypieki na twarzy, to dalej czas spędzony na relaksie, a nie męczeniu się, jak to się mówi w żargonie piłkarskim, do końcowego gwizdka. Jestem pewien, że za 10 lat nic się nie zmieni, te płyty dalej będą dumnie stać na mojej półce i nie pozwolę się im zakurzyć.

www.mnemic.com & www.myspace.com/raunchy


NEVERMORE – The Obsidian Conspiracy

Może od razu do rzeczy? Przecież na nową płytę chłopaki z Seattle kazali nam czekać ponad pięć lat! Chociaż po głębszym namyśle… Właśnie tego Nevermore na „The Obsidian Conspiracy” wam nie zaserwuje – niezdecydowania. Dane z ekipą nie wahają się i nie kalkulują, na to nie ma czasu, a co najlepsze – to nie w ich stylu. Nevermore to nie casting-band, to nie nowe fryzury co rok i szminka na ustach całująca speców od marketingu w wytwórniach w cztery litery. Nevermore to thrashmetalowa machina czerpiąca z lat 80. i dokładająca do swojej muzyki inne naleciałości.

Pewnie zadajecie sobie pytanie – co w ich muzyce zmieniło się przez ostatnie pięć lat? W zasadzie to…nic! I to jest moim zdaniem najpiękniejszy aspekt „The Obsidian Conspiracy”. Ta płyta jest jak siostra „This Godless Endevour”, nie bliźniaczka, siostra! Siostra mówię! Włączacie ją i od razu wiecie, ze to Nevermore. To cechuje wielkie kapele, oni ten styl mają, dobrze wiedzą o tym i wyrobili go dzięki latom ciężkiego grania. Lubicie Nevermore? Lubicie jak Loomis wyczynia cuda na swojej gitarze i gdy Dane błyskawicznie przechodzi z niskich do skrajnie wysokich partii, że jego struny głosowe prawie eksplodują? No to na pewno się nie zawiedziecie. Co więcej, założę się, że będziecie zachwyceni.

Paweł Parcheta