Posts tagged “thrash

Piekielna Francja

Me at Hellfest 2012

Me at Hellfest 2012

Witajcie. Mimo obiecanek, że będę teraz pisał regularnie nic się nie zmieniło. Nie znaczy to, że ostatnie tygodnie leżałem do góry dupą. Co to, to nie! Pod koniec maja zaliczyłem świetną imprezę, slub Alana i Wendy, który było mi dane pstrykać. Uff, pierwsza tego typu impreza jako fotograf zaliczona, oby teraz poszło z górki. Niecałe trzy tygodnie później wybrałem się z grupą Anglików na Hellfest do Francji, który był wielką przygodą, traumą oraz największym wydarzeniem muzycznym w moim, co by nie mówić, nie takim krótkim życiu. I na tym wydarzeniu, a w szczególności na fotkach z niego chciałbym się skoncentrować w tym wpisie.

Jeśli jesteście fanami rockowo-metalowych brzmień to polecam Hellfest z całych sił. Nie jest to może najlepiej pod względem sanitarnym zorganizowany festiwal na jakim byłem, ale zdecydowanie najlepszy pod względem muzycznym. Przez trzy dni po pięciu scenach Hellfestu przewinęło się niemalże 160 kapel, co jest wynikiem imponującym. To straszna dawka muzyki, której nie da się przetrawić, ale chcąc można obejrzeć około 20-35 kapel.

Osobiście nastawiłem się na kilka dużych nazw, na której już od dłuższego czasu polowałem. W końcu obejrzałem dziadka Ozzy’ego, Motley Crue, Turbonegro, Sunn O))), Satyricon czy Entombed. Miłymi akcentami były niewątpliwie występy Saint Vitus, Behemoth, Suffocation, King Diamond, czy Napalm Death. Jeśli mam być szczery to sceny (a było ich sześć) były świetnie zorganizowane i nagłośnione. Jedynie nieliczne wypadki jak Black Label Society położyły nieco cień na moje dobre wrażenia z brzmienia zespołów.

Cenowo Hellfest wygląda całkiem nieźle na tle innych festiwali w Europie. Piwo za 2,5 Euro, dzbanek za 17 Euro, merch w cenie 15-20 Euro. To całkiem nieźle…nawet w porównaniu z Anglią! Niestety, spodziewałem się ciut lepszej pogody, a tu dwa razy zdążyłem nieźle zmoknąć, a teren festiwalu wraz z polem namiotowym zamienił się w wielką błotnistą kałużę. Nie jestem fanem błotnych kąpieli, więc wybaczcie, ale nie byłem zachwycony. Nadrabiała za to strefa VIP, która była urządzona bardzo ciekawie. Hamaki, przeróżne dziwactwa powstałe z części metalowych ze złomowiska, zjarany Ford Mustang, oraz górujący nad tym wszystkim, utworzony z lampek pentagram, widoczny w nocy robiły spore wrażenie.

Sumując, wypad udał się doskonale. Udało się poznać sporo nowych osób, obejrzeć kawałek nowego kraju oraz zobaczyć kilka zespołów, na które ostrzyłem sobie zęby nawet kilka lat! Pewien niesmak po organizacji campingu oraz węzła sanitarnego, który był zdecydowanie niewystarczający pozostał, ale wrażenie czysto artystyczne zakrywają te mankamenty. Czy pojadę na następną edycję? Z chęcią!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.


NEVERMORE – The Obsidian Conspiracy

Może od razu do rzeczy? Przecież na nową płytę chłopaki z Seattle kazali nam czekać ponad pięć lat! Chociaż po głębszym namyśle… Właśnie tego Nevermore na „The Obsidian Conspiracy” wam nie zaserwuje – niezdecydowania. Dane z ekipą nie wahają się i nie kalkulują, na to nie ma czasu, a co najlepsze – to nie w ich stylu. Nevermore to nie casting-band, to nie nowe fryzury co rok i szminka na ustach całująca speców od marketingu w wytwórniach w cztery litery. Nevermore to thrashmetalowa machina czerpiąca z lat 80. i dokładająca do swojej muzyki inne naleciałości.

Pewnie zadajecie sobie pytanie – co w ich muzyce zmieniło się przez ostatnie pięć lat? W zasadzie to…nic! I to jest moim zdaniem najpiękniejszy aspekt „The Obsidian Conspiracy”. Ta płyta jest jak siostra „This Godless Endevour”, nie bliźniaczka, siostra! Siostra mówię! Włączacie ją i od razu wiecie, ze to Nevermore. To cechuje wielkie kapele, oni ten styl mają, dobrze wiedzą o tym i wyrobili go dzięki latom ciężkiego grania. Lubicie Nevermore? Lubicie jak Loomis wyczynia cuda na swojej gitarze i gdy Dane błyskawicznie przechodzi z niskich do skrajnie wysokich partii, że jego struny głosowe prawie eksplodują? No to na pewno się nie zawiedziecie. Co więcej, założę się, że będziecie zachwyceni.

Paweł Parcheta