SLAYER – relacja z koncertu w Manchesterze, 30.05.2010

Idąc na ten koncert zastanawiałem się już co mógłbym napisać o Slayer takiego, czego nikt jeszcze nie napisał, a co byłoby godne uwagi. Ta myśl towarzyszyła mi w czasie ich występu, jak i w następnych kilku godzinach po koncercie. Doszedłem do prostego wniosku – to co miało być kiedykolwiek napisane o panach z L.A. zostało już dawno napisane. Nie będę więc oryginalny. Koncert w Manchesterze był dwukrotnie przekładany, ze względu na różne dziwne czynniki. W pewnym momencie przestałem się nawet łudzić, że pojawię się w Manchester Academy, bo bilety na poprzednie daty były całkowicie wyprzedane. Okazało się jednak, że organizator podał nowy termin, bilety trafiły do sprzedaży i…

Slayera – jak każdy fan muzyki metalowej doskonale wie – zobaczyć trzeba. To jedna z nielicznych kapel grających ekstremalną muzykę, która wciąż porywa tłumy, łączy fanów różnych gatunków, łączy pokolenia i od 29 lat (!!!) objeżdża świat pozostawiając za sobą tłumy ociekające krwią i potem. Slayer to kapela, która nie tylko nagrywa kapitalne płyty, ich DVD koncertowe to pozycja obowiązkowa, ale dopiero obecność na koncercie daje wyobrażenie o potędze ich muzyki. Skąd ta moc i energia? To już prawie trzy dekady, od kiedy ta kapela przetacza się przez świat i jedyne co można wysapać po ich występie to – „Slayer, k**** mać!!!”. Chyba tym co przyciąga ludzi na ich koncerty to nieprawdopodobna charyzma. Oni nie muszą robić teatrzyku na scenie, nie muszą na niej nic niszczyć, albo biegać jak po Laxigenie do kibla. Wystarczy że wyjdą, zagrają swoje, a Tom jak zwykle rzuci kilkoma dowcipami, żeby rozładować napięcie. Publiczność jest posłuszna muzykom, wszyscy są skoncentrowani, śpiewają razem z Arayą, wybijają rytm kawałków i dostają szału słysząc „Seasons In The Abyss”, „South Of Heaven” czy „Angel Of Death”.

Z okazji tegorocznych wojaży Amerykanie przygotowali kilka niespodzianek. Co prawda zabrakło „Bloodline”, ale w zamian dostaliśmy „Payback”; zagrali „Hell Awaits”, przy którym starsza część publiczności po prostu oszalała; były też „Cult” i „Jihad” z „Christ Illusion” oraz trzy nowe kompozycje z „World Painted Blood”. Wybór „Beauty Through Order” okazał się strzałem w dziesiątkę, jednak doskwierał brak „Playing With Dolls”. Jednak największym zaskoczeniem i chyba najmilszą niespodzianką było „Expendable Youth” z „Seasons in the Abyss”. W sumie zagrali około 17 kawałków, co jest naprawdę dobrym wynikiem, zważywszy że ostatnim razem, gdy gościli w Manchesterze jako headliner trasy Unholly Alliance, grali tylko godzinę. Nie wiem czy Slayer jest jak wino. Możliwe. Wiem jedno, ci faceci mimo niemalże 30 lat na scenie dalej się tym bawią. Slayer to doskonały przykład na to, jak cztery silne osobowości mogą porywać tłumy i skutecznie stawiać czoła własnej legendzie.

Dodaj komentarz