Posts tagged “Suffocation

Dublińskie piekło 21-22.08.2010

Turystyka koncertowa nie jest już niczym dziwnym w dzisiejszych czasach. Najczęściej celami naszych wyjazdów są festiwale, ale bywają również „standardowe” gigi i na takie też udałem się w przedostatni sierpniowy weekend. Wszystko sprzyjało odwiedzeniu Dublina – piękna pogoda, niecała godzina lotu samolotem, a przede wszystkim skład weekendowych imprez, który gwarantował świetną zabawę.

Irlandia (pod warunkiem, że świeci słońce) okazała się magicznym miejscem, zupełnie innym niż zapomniany przez Boga kawał lądu położony po jej prawej stronie. Określenie Zielona Wyspa można faktycznie zrozumieć dopiero jak się tu znajdzie. Poza lokalną kuchnią wszystko zachwycało, czas płynął nieubłaganie i zbliżał mnie do sobotniego występu Cannibal Corpse w dublińskim klubie Academy. Na koncert przybyłem z „lekkim” poślizgiem i jak się miało wkrótce okazać, w odpowiedniej chwili, bo na scenie rozkładała się już gwiazda wieczoru

Widziałem „Kanibali” pięć albo sześć razy w moim życiu, ale poza jednym wyjątkiem ich koncerty nigdy nie schodziły poniżej pewnego poziomu, dlatego też liczyłem, że ich występ będzie… taki jak zwykle. Zapewne na to samo liczyła publiczność, która zjawiła się w liczbie około 300 osób. Nie zawiedli. Zagrali nowe utwory, takie jak „Make Them Suffer”, który spotkał się ze sporym aplauzem, ale nie zapomnieli też o klasykach jak „Gutted”, „A Skull Full of Maggots”, „Devoured By Vermin”, „I Will Kill You”, czy „Sentenced To Burn”. George Fisher jak zwykle szalejący na scenie, szybko złapał doskonały kontakt z fanami, ale nie ma sie co oszukiwać – w krajach, gdzie urzędowym językiem jest angielski ma większe pole do popisu. Patrząc na Alexa Webstera i Paula Mazurkiewicza odnosiłem wrażenie jakby w ogóle nie zmienili się od 10 lat. Kipi z nich energia, a precyzja z jaką wykonują kolejne utwory po prostu zdumiewa. Po cichu miałem nadzieje, że poza „świętą trójcą” z „The Bleeding” zaskoczą mnie może jeszcze jakimś dodatkowym utworem. „Fucked With A Knife” i „Staring Through The Eyes Of Dead” porwały nie tylko mnie, ale przy pierwszym z nich, przede wszystkim damską część publiczności, której utwór ten jest zawsze dedykowany. W pewnym momencie Corpsegrinder zapowiedział ostatni numer, którym był „Hammer Smashed Face”. Po ostatniej koncertówce stało się jasne, że wokalista pozwolił sobie na małe kłamstewko i czekało nas jeszcze starcie z „Stripped, Raped And Strangled”. Fani zgromadzeni w klubie Academy wpadli w amok. Dziewięćdziesiąt minut ludobójstwa w wykonaniu Amerykanów w zupełności wystarczyło. Zero bisów, ale chyba wszyscy obecni byli zadowoleni po tym co zobaczyli i usłyszeli. Jedyne mankamenty to te czysto organizacyjne, czyli miejsce, gdzie odbywała się impreza, które (nie tylko moim zdaniem) było nieco za ciasne, jak na 300 osób, które przybyły by zobaczyć zespół. Nagłośnienie, a może raczej panowie od nagłośnienia, dawali też o sobie znać, ale bez większych incydentów. „Kanibale” zrobili to co robią od ponad 20 lat – przyjechali, zmiażdżyli i odjechali. Do następnego razu.

Dla mnie nie był to jeszcze koniec muzycznych wrażeń tego weekendu. W niedzielę rano czułem już dreszczyk emocji na myśl o tym, że wieczorem będę mógł po raz pierwszy zobaczyć kolejną legendę death metalu – Suffocation. Zmieniło się miejsce koncertu – na pub, który wydawał się o wiele fajniejszą lokalizacją niż Academy. Po udanym „sforsowaniu” bramki udałem się pod scenę gdzie siódme poty wylewało lokalne Xenocide.

Lubię być zaskakiwanym i ten występ do takich właśnie należał. Zespół z Dublina zaprezentował kawał solidnego deathmetalowego rzemiosła przeplatanego thrashmetalowymi wpływami. Charyzmatyczny wokalista Dave potrafił porwać publikę i sprawić, że występ Xenocide można było uznać za bardziej niż udany. Jak się później okazało, zespół pracuje nad pełnym albumem i w okolicach świąt będzie już dostępny, więc warto zapamiętać nazwę Xenocide, bo może być to jeden z ciekawszych debiutów w najbliższych miesiącach. Po nich na scenie szybko rozłożyli się weterani dublińskiej sceny z Coldwar. Ich występ był poprawny, ale nie powalił mnie na kolana, choć jak można było zauważyć mają u siebie całkiem pokaźną liczbę fanów. Zabrakło ruchu scenicznego, bo death metal jednak tego wymaga, a muzycy Coldwar, poza ich wokalistą, stali jakby mieli buty z betonu. Przerwa techniczna nieco się przedłużała, a ludzie stawali się niecierpliwi. Miało to zapewne coś wspólnego z problemami technicznymi Mike’a Smitha. Ostatecznie, jak to wyjaśnił później Frank Mullen, Smith był zmuszony grać tego wieczoru na zmodyfikowanym zestawie perkusyjnym, na którym nigdy jeszcze w życiu nie grał. Ale to nie przeszkodziło Suffocation pokazać czemu są w pierwszej lidze death metalu od tylu lat. Ich występ był taki jak zakładałem – przebojowy i szalony. Frank ze swoja konferansjerką stworzył pewnego rodzaju osobistą więź z publicznością, a także nakręcał ją raz za razem do szalonych mosh pitów. Ja nie mogłem oderwać oczu od gry Smitha i Hobbsa. Amerykanie wykonali „Thrones Of Blood”, „Cataclysmic Purification”, „Blood Oath”, „Infecting the Crypts” oraz kilka innych kawałków, nie pozostawiając złudzenia, że ich muzyka na żywo robi jeszcze większe spustoszenie niż na płytach.